Przestępstwo może tkwić w słowach

Mówiąc, czy pisząc niepoprawnie nie zrobimy nikomu krzywdy, ale używając języka do naruszania dóbr osobistych, znieważeń lub zniesławień – już tak.

Z dr Jolantą Piwowar z Instytutu Dziennikarstwa i Komunikacji Społecznej UWM w Olsztynie
rozmawia Marta Wiśniewska

— Pani doktor, jest pani biegłą sądową w zakresie językoznawstwa i komunikacji społecznej. Proszę powiedzieć, jakie drogi zaprowadziły panią do tej funkcji?
— Zaczęło się od sprawy, która, jak mi się wydaje, wciąż istnieje w świadomości przynajmniej części Polaków. Chodziło o słowa „Spieprzaj, dziadu” wypowiedziane przez Lecha Kaczyńskiego. (Miało to miejsce w 2002 roku po spotkaniu wyborczym przed drugą turą wyborów prezydenta Warszawy – przyp. red.). Tę sprawę prowadziła prokuratura w Lublinie, która miała problem, ponieważ nikt nie chciał podjąć się napisania opinii w tej sprawie, a ja dałam się namówić.
— Jaka była ta opinia?
— Nikt nie powinien zwracać się do drugiej osoby w ten sposób, nie jest to odpowiedni zwrot, i mówię to z pełną odpowiedzialnością. Jednak szukając i oglądając różne materiały, dochodzi się do wniosku, że od tamtej pory ten zwrot w jakimś sensie zadomowił się w języku polskim i zaczął być używany w różnych kontekstach oraz sytuacjach. Czy się komuś to podoba, czy też nie, stał się tekstem kultury.
— Zatem to media w dużej mierze dyktują nam, jakiego typu zwroty mogą być akceptowalne, a jakie nie. W związku z tym myślę, że dla pani oznacza to tylko tyle, że bez znajomości rozmaitych tekstów kultury przygotowywanie takich analiz byłoby niemożliwe.
— To prawda. Bez odwoływania się do tego, co jest w tekstach kultury, przestrzeni komunikowania, przestrzeni kulturowej, językowej, w przestrzeni debaty publicznej czy generalnie w komunikacji społecznej, nie można sformułować żadnej opinii na temat tego, czy dane określenie jest obraźliwe czy nie. Aby się ustosunkować do pytania sądu lub prokuratury, należy obiektywnie stwierdzić to na podstawie konotacji społecznych, które można odtworzyć za pomocą analizy różnych tekstów, w których takie wyrażenia się pojawiły.
— A gdyby pełniła pani funkcję biegłej w zakresie językoznawstwa i komunikacji społecznej np. przed 1989 rokiem, to wyniki analiz byłyby takie same, czy może np. bardziej krytyczne?
— Myślę, że podejście do pewnych zjawisk językowych na pewno się zmieniło. Kiedyś było ono bardziej rygorystyczne — albo coś było normą językową i się w niej mieściło, albo nie. Dziś jest trochę inaczej, bo mamy zarówno normę oficjalną, jak i normę potoczną, które bierze się pod uwagę podczas przygotowywania opinii. Jako społeczeństwo jesteśmy również inaczej nastawieni do form językowych, o czym świadczy chociażby tzw. dewulgaryzacja wulgaryzmów. Od jakiegoś czasu wiele pisze się i mówi o tym zjawisku. Sama jego nazwa mówi już o podejściu do pewnych elementów językowych, jakimi są m.in. wspomniane wulgaryzmy. Oczywiście wulgaryzm jest wulgaryzmem – to nie ulega wątpliwości z punktu widzenia etyki i estetyki językowej. O dewulgaryzacji mówi się zwłaszcza w kontekście tych zjawisk, które zachodzą w języku młodzieżowym. Wyraz „zajebiście” najczęściej wyraża podziw, a nawet zachwyt czy uznanie.
— Zajmuje się też pani różnymi tekstami pod kątem plagiatu. Na czym w tym przypadku polega pani praca?
— W tym przypadku sprawa jest o tyle łatwa, że, gdy dostaję jakąś treść do porównania, to zazwyczaj nie jest tak, że sama mam szukać, skąd autor wziął jakie fragmenty. Gremia rozpatrujące daną sprawę mają już wytypowany tekst, a moje zadanie polega na przeczytaniu, szczegółowym porównaniu oraz policzeniu, jaki procent tekstu jest tożsamy, a jaki jest inny w porównaniu z zabezpieczonym materiałem. Plagiat jest generalnie zjawiskiem dość powszechnym. Mogę powiedzieć tylko tyle, że w jednym miejscu została ujawniona działalność plagiatowa, po czym odpowiednie służby zabezpieczyły materiał dowodowy, z którego wynikało, że czterysta osób kupiło prace z jednego miejsca.
— Pani doktor, myślę, że warto, aby nasza rozmowa zakończyła się przestrogą, że język może stanowić narzędzie do popełnienia przestępstwa. O ile nie zrobimy krzywdy drugiemu człowiekowi  mówiąc, czy pisząc niepoprawnie, to używając języka do obrażania, szantażowania, czy innych nagannych zachowań — już tak.
— Oczywiście, w kodeksie karnym istnieją zapisy dotyczące m.in. naruszenia dóbr osobistych, znieważeń i zniesławień. Trzeba także pamiętać o internecie, gdzie ludzie dość chętnie wpisują różnego rodzaju komentarze, uwagi, które w przekonaniu autora najczęściej są zabawne, ale jego adresat ma często odmienne zdanie na temat tego, jak należy interpretować taki wpis. W takich przypadkach sprawy z powództwa cywilnego znajdują swój finał w sądzie. Ja zawsze staram się przekazywać moim studentom, a także sama o tym pamiętać, że procesu komunikowania nie da się cofnąć!