Język polityki da się lubić?

Polityk nie istnieje bez języka, bez wypowiedzi. Język konstruuje tożsamość polityka. Bez komunikacji nie ma ani polityka, ani polityki.

Z dr. hab. Mariuszem Rutkowskim, prof. UWM, z Instytutu Polonistyki i Logopedii UWM rozmawia Marta Wiśniewska

 

— Panie profesorze, jeśli język polityki jest barometrem świata polityki, to jaki dzisiaj jest ten świat?
— Rzeczywiście, trzeba zacząć od tego, że polityk nie istnieje bez języka, bez wypowiedzi. Język konstruuje tożsamość polityka. Bez komunikacji nie ma ani polityka, ani polityki.
Patrząc z perspektywy języka, można powiedzieć, że dzisiejsza polityka jest przede wszystkim zmediatyzowana.
Dzisiaj polityk nie zwraca się bezpośrednio do swoich wyborców, tylko robi to za pośrednictwem środków masowego komunikowania, które kształtują przekaz i formę języka. W rezultacie język służy nie tyle informowaniu, co kształtowaniu wizerunku, perswazji, propagandzie. Jest też również bardzo emocjonalny.
— To prawda, bezpośredni kontakt z potencjalnymi wyborcami ma miejsce tylko podczas wieców wyborczych lub spotkań organizowanych w rozmaitych miejscach, ale takie sytuacje są rzadsze.
— Tak i dlatego trudno jest wyrokować na temat rzeczywistości przekonań i wartości, jakie wyznaje dany polityk, ponieważ on myśli w ten sposób: muszę dać taki przekaz, żeby był on interesujący medialnie, a takie kryteria spełni tylko ten, który będzie wyrazisty i chwytliwy, bo to media decydują, która wypowiedź zostanie wykorzystana. A przecież to, czy polityk zaznaczy swoją obecność w mediach, jest dla niego być albo nie być.
— Język polityki ma jednak to do siebie, że właściwie nigdy nie jest naturalny i szczery. Pretekstem do naszej rozmowy jest kampania „Lubię polski”, zatem niemal samoistnie nasuwa się na myśl pytanie, czy taki język, jakim posługują się nasi politycy, da się lubić?
— Dobre pytanie (uśmiech). Czy w ogóle politykę można lubić, patrząc na nią od strony języka? To kwestia zasadnicza, która pozostawia duże pole do refleksji i do zastanowienia.
Język polityki, który obserwujemy na co dzień, jest bardzo zróżnicowany. Politycy mówią do nas tekstami z różnego rejestru i z różnych gatunków. Udzielają wywiadów, wypowiadają się przed kamerami, a także sami konstruują specjalne komunikaty w nowych mediach, żeby przekazać określone treści. Polityka generalnie obciążana jest odium fałszu, skuteczności, technokracji, ponieważ chodzi o to, aby być przede wszystkim skutecznym.
W tym momencie pojawia się pytanie, jak być skutecznym za pośrednictwem języka? Ten język jest czasami napastliwy, emocjonalny, zbyt wyrazisty, antagonizujący, obfitujący w metafory. Tylko po to, aby był atrakcyjny dla mediów. Niektórzy pewnie taki język lubią, inni niekoniecznie.
— Jest jeszcze kwestia poprawności. Są politycy, którzy mówią dość poprawnie, ale są też tacy politycy, którzy język kaleczą.
— Jak my wszyscy. Myślę jednak, że kwestia poprawności w przypadku polityków schodzi na dalszy plan. Większą wagę przywiązuje się do wyrazistości, która — według mnie — jest kategorią podstawową.
— Analizuje pan dyskurs publiczny pod względem lingwistycznym, ale także zajmuje się pan językiem mediów, o którym teraz chciałabym chwilę porozmawiać. Poproszę o ocenę współczesnego języka mediów, choć zdaję sobie sprawę, że podsumowanie tego w kilku zdaniach będzie trudne.
— To prawda, trudno zrobić to w kilku zdaniach i trudno powiedzieć coś ogólnie o mediach, bo media także są dzisiaj bardzo zróżnicowane. Są takie, które posługują się językiem w bardzo rzetelny sposób, mają dobre zespoły redakcyjne z korektorami i tam forma językowa jest wzorcowa, ale są też takie, które nie dochowują zasad poprawności językowej. Warto też zauważyć, że media również walczą o odbiorcę w sposób nie zawsze najbardziej pożądany, stąd tak wiele emocjonalizmów, uproszczeń, pogoni za sensacją.
— Jakieś konkretne przykłady?
— Do tej pory za wartościowe i rzetelne medium uchodził np. dziennik „Rzeczpospolita” czy programy Polskiego Radia, gdzie dbano o słowo. Na drugim biegunie znajdują się tabloidy, które nadają krzykliwe tytuły z rejestru potocznego czy wręcz z nizin językowych.
Obecne jest też posługiwanie się emocjami, co jest również charakterystyczne dla polityki. Pamiętajmy o tym, że odbiorcą zawsze jest jakiś człowiek, którego media chcą zainteresować i robią to właśnie w taki sposób, że krzyczą do nas, atakują nas, rzucają nam jakieś „soczyste mięsko”, a my się na to mięsko, którym są wypowiedzi wyraziste i emocjonalne, rzucamy.
— To „soczyste mięsko” — jak pan to określił — oferują nam zarówno media, jak i politycy, prawda?
— Tak, ponieważ mówi się nie tylko o tabloidyzacji języka mediów, ale także o tabloidyzacji polityki w ogóle. Mówi się wręcz o postpolityce, a więc o takim sposobie uprawiania polityki, w którym nie chodzi o meritum, a o to, że by po prostu zaistnieć.
— W związku z tym myślę, że przyłączy się pan do mojego apelu, abyśmy krytycznie i świadomie odbierali docierające do nas przekazy, co pozwoli nam uniknąć manipulacji.
— Oczywiście, że się przyłączam.